Miłość bliźniego -nauczanie dla każdego chrześcijanina - cz. 1- Niebo,życie wieczne
A oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Go na próbę, zapytał: «Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» Jezus mu odpowiedział: «Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?» On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego Jezus rzekł do niego: «Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył» Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?»
Co nazywamy życiem wiecznym?
Gdy Biblia mówi o życiu wiecznym, odnosi się do Bożego daru, który dostępny jest jedynie "w Chrystusie Jezusie, Panu naszym" (Rzymian 6.23).
Błędem jest jednak postrzeganie życia wiecznego jedynie jako niekończącego się przemijania lat. Powszechnym słowem z Nowego Testamentu na określenie "wieczny" jest aiónios, które wiąże się z koncepcją jakości jak i ilości. W rzeczywistości, życie wieczne nie jest de facto w ogóle związane z "latami", jako że jest niezależne od czasu. Życie wieczne może istnieć poza i ponad czasem, jak również w ramach czasu.
Czy naprawdę tego chcemy – żyć wiecznie? Być może wiele osób odrzuca dziś wiarę, gdyż życie wieczne nie wydaje się im rzeczą pożądaną.
Jezus powiedział o swoim Ojcu: „Bóg tak bardzo umiłował świat, że dał swego jednorodzonego Syna, aby nikt, kto w niego wierzy, nie został zgładzony, lecz miał życie wieczne” ( Jana 3:16 ).
Każdy z nas musi odpowiedzieć sobie na to pytanie. Co dokładnie dzieje się z nami po śmierci? Czy po prostu przestajemy istnieć? Czy życie stanowi drzwi obrotowe, przez które opuszczamy ziemię, by wrócić tą samą drogą, aby osiągnąś doskonałość? Czy wszyscy po śmieci będą w tym samym miejscu czy też w wielu różnych miejscach? Czy naprawdę istnieje piekło i niebo, czy miejsca te odzwieciedlają stan, w jakim ludzie znajdą się po śmierci?
Tak, niebo naprawdę istnieje. To, co większość ludzi nazywa „niebem”, jest w istocie wiecznym miastem, które Biblia określa jako „Nowe Jeruzalem” (Ap 21:2). Opisuje je w następujący sposób: „Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi, i będą oni Jego ludem, a On będzie Bogiem z nimi.
Nowe Jeruzalem będzie wiecznym domem ludzi Bożych. Pismo Święte tak mówi o tym miejscu: „A nic nieczystego do niego nie wejdzie ani ten, co popełnia ohydę i kłamstwo, lecz tylko zapisani w księdze życia Baranka” (Ap 21:27)
Pomysł, że każdy pójdzie do nieba i spotka tam swoich bliskich, nie jest wcale biblijnym wyobrażeniem. Jezus powiedział, że tylko ci, którzy w Niego wierzą znajdą życie wieczne, ponieważ: „ Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” (J 14:6).
W Apokalipsie 7,9 jest powiedziane, że w niebie będzie wielki tłum ludzi z każdego narodu, wszystkich pokoleń, ludów i języków, który dostąpi życia wiecznego przez wiarę w Jezusa. Jednak ci, którzy odrzucili Boga, nie znajdą się z Nim w wiecznym mieście.
Doktor Eben Alexander, który pracował na harvardzkim wydziale lekarskim, specjalizował się w neurochirurgii i operował niezliczonych pacjentów, również słyszał podobne opowieści:
"Wszystkie te historie brzmiały niewątpliwie wspaniale. Uważałem jednak, że były tylko i wyłącznie wytworem fantazji. Co wywoływało tego rodzaju nieziemskie doznania (...)? Nie wiedziałem, ale byłem przekonany, że pochodziły z mózgu. Cała nasza świadomość ma tam swoje źródło. Innymi słowy, ktoś, kogo mózg nie działa, nie posiada świadomości. (....) Gdy wyciągamy wtyczkę z gniazdka, telewizor przestaje działać. Koniec zabawy, bez względu na to, jak bardzo podobał się wam film"
10 listopada 2008 roku ów szanowany neurochirurg, autor ponad 150 artykułów opisujących badania nad mózgiem i uczestnik około 200 konferencji naukowych, zapadł na niezwykle rzadką chorobę.
W stanie krytycznym przywieziono go do szpitala w Lynchburgu. Z powodu bakteryjnego zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych zapadł w śpiączkę.
Przez sześć dni lekarze walczyli o jego życie, podając antybiotyki, które nie mogły sobie poradzić z bakterią odpowiedzialną za zakażenie.
"Z każdym dniem malały szanse i nadzieje na jego szybki powrót do zdrowia (śmiertelność ponad 97 procent). Siódmego dnia zdarzyło się coś niebywałego.
Doktor Alexander otworzył oczy, odzyskał świadomość i szybko odłączono go od respiratora.", pisze w opinii dr Scott Wade, lekarz prowadzący leczenie swojego słynnego dziś pacjenta.
Czas, gdy rodzina traciła nadzieję, a lekarze nabierali pewności, że umrze, 54-letni Eben Alexander zapamiętał jako podróż po innym wymiarze.
I działo się to w momencie, kiedy część kory mózgowej zwanej korą nową, właśnie ta, która ma być odpowiedzialna za wytwarzanie ludzkiej świadomości, przestała działać.
Tak jak to wcześniej ujmował sam bohater - właśnie ktoś wyciągnął wtyczkę, wyłączył prąd. To powinien być koniec wizji i ułudy, że człowiek jest czymś więcej niż sprawną maszyną.
Tymczasem "film" toczył się dalej.
Jak wygląda niebo
To nie był tunel. Ocknął się w miejscu, jakby wypełnionym mętną galaretą, słysząc głuchy, rytmiczny łoskot. Nie był ciałem, był świadomością i nie miał wspomnień.
To pierwsze otoczenie, które nazwał Krainą Widzianą z Perspektywy Dżdżownicy stopniowo z obojętnego stało się dla niego nieprzyjemne, z "galarety" wyłaniały się dziwne twarze, a on czuł strach.
Kiedy pomyślał, że chce stamtąd wyjść, pojawiła się obok istota pełna światła, która poprowadziła go w "piękny, niewiarygodny świat ze snów". Podziwiał go z góry.
W tym niebie były zapierające dech w piersiach krajobrazy, góry, lasy i wodospady. Byli tańczący ludzie i roześmiane dzieci.
Ponad chmurami "krążyły gromady przezroczystych kul", jakieś połyskujące istoty, które były doskonalsze niż zwykłe ziemskie istnienia.
Tak na skrzydle motyla dotarł do NIEGO:
"Zorientowałem się, że wnikam w gigantyczną próżnię, mroczną, o nieskończonym zasięgu, lecz jednocześnie niosącą ukojenie. (...) Znalazłem się w sytuacji do pewnego stopnia przypominającej położenie płodu w łonie matki. (...) W tym wypadku "matką" był Bóg, Stwórca, Źródło odpowiedzialne za stworzenie wszechświata i wszystkiego, co w nim istnieje. Znalazłem się bardzo blisko tego Bytu. (...) Jednocześnie czułem ogrom nieskończoności Stwórcy, widziałem, jak maleńką drobiną jestem w porównaniu z nim."
To normalne, że się boimy. Nasze „dziś” znamy, ale jeśli coś się zmieni, będzie już inaczej. I nie do końca wiadomo, jak będzie po tej zmianie. Tu mamy dwa problemy w jednym. Pierwszy to zupełnie racjonalny lęk, to typowe opory wynikające ze strachu przed nowym i opory przed utratą pewnej wygody, starych przyzwyczajeń. Drugi problem to niejasność, niepewność sytuacji. W tym aspekcie nie chodzi o lęk przed nowym, ale o brak jasności, o niepewność. Mózg ludzki tego nie znosi. Jesteśmy gotowi zrobić wiele, by ten stan zmienić, pytamy, dzwonimy, dowiadujemy się. A bardzo często na typową coachingową ramę informacji (co byś zrobił gdybyś wiedział?) odpowiadamy, że nic innego, że to samo. Ale musimy tej niepewności unikać. Niepokój w sytuacji niejasnej i niepewnej nasz mózg odczuwa podobnie jak ból fizyczny. Te dwa aspekty powodują, że nawet jeśli zmiany obiecują coś nowego, to jednocześnie się ich boimy. To zupełnie zwyczajne, taka jest nasza natura.
Bywało, że bardzo bałem się śmierci. Z perspektywy czasu, wydaje się, że to naturalne dla ludzi, którzy nie wierzą w życie wieczne z jednej strony lub boją się potępienia ze względu na ich doczesne życie z drugiej. Byłem (jestem!) wątpiącym grzesznikiem, więc siłą rzeczy przez większość życia, gdzie się nie obejrzałem, miałem przed oczyma plakietki z napisem: „grozi piekłem”.
Cóż, na całe szczęście Bóg w jedynie sobie wiadomym i najbardziej odpowiednim czasie dotarł do mojego serca ze Słowem: „Nie chcę Twojej śmierci, chcę żebyś się nawrócił i miał życie!” (Ez 33, 11)
Lęk przed śmiercią jest naturalny – boimy się bólu, rozłąki z bliskimi, braku „biletu do raju”. Powyższe słowa Jezusa to jednak klucz do zrozumienia chrześcijańskiego pokoju serca w związku z utratą ziemskiego życia.
Komentarze
Prześlij komentarz